Kto śledzi mnie na Instagramie ten zapewne wie, że z początkiem czerwca wystartowałam z wyzwaniem 100 happy days. Wyzwanie polega na tym, by przez 100 dni dokumentować codziennie to, co sprawia nam radość.
Projekt szczęście

Kto śledzi mnie na Instagramie ten zapewne wie, że z początkiem czerwca wystartowałam z wyzwaniem 100 happy days. Wyzwanie polega na tym, by przez 100 dni dokumentować codziennie to, co sprawia nam radość.
Niezbyt często oglądam wywiady Łukasza Jakóbiaka. Jakoś nie mogę się zdecydować czy go lubię czy nie. Natknęłam się jednak na dwa nagrania, w których gośćmi są osoby zajmujące się zawodowo rozwojem osobistym, coachingiem i budowaniem motywacji.
Obejrzyjcie je sami, a później zajrzyjcie do moich obserwacji poniżej.
Właśnie skończyłam 29 lat. Bum. Za rok przekroczę, rzekomo magiczną, trzydziestkę. Znów będę w tej dziwnej sytuacji, gdy zaliczać mnie będą do starszej grupy wiekowej, podczas gdy ja mentalnie znajdować się będę jeszcze poza nią. Przechodziłam przez to przy dwudziestce. Dopiero gdzieś w okolicy 25. urodzin zorientowałam się, że zaliczam się do grona dwudziestolatków. Do tej grupy młodych bogów, co podobno mogą wszystko.
Możecie przeczytać ten post. Zignorować go. Zostawić na później. Przesłać znajomym. Dodać do ulubionych. Zgłosić do administratora. Przeczytać tylko pierwszy akapit. Możesz zrobić z nim co chcesz. Tylko najpierw się zastanów, co.
Nie mam w zwyczaju robić postanowień noworocznych. Dość racjonalnie podchodzę do swego zapału i dlatego nie wierzę w ich skuteczność. Nie miałam też zamiaru robić podsumowania minionego roku. Jestem jednak przewrotnym stworzeniem, a podsumowanie ułożyło mi się samo.
Bywam dla siebie niedobra. Stosuję przemoc. Czasami z buta zasunę sobie prosto w brzuch. Uderzę otwartą dłonią w policzek. Nie raz, nie dwa. Kilka razy albo kilkanaście. Zasłużyłam przecież. Mogłam być lepsza.
Chciałabym nie mieć oporów. Bez mrugnięcia okiem mówić o banałach. Wdawać się w dyskusje z których nie wynika nic ponad to, że umiemy wydawać z siebie setki niewiele znaczących słów.
Czytam sporo. Wiele tekstów zapada we mnie mocno, inne prześlizgują się jedynie po powierzchni mojej świadomości. Zdarzają się tygodnie, gdy czytać zapominam. Idea bezrefleksyjnego przeglądania stron internetowych o śmieciowej wartości wydaje się być wówczas bardziej kusząca. Nie trzeba wytężać umysłu.
Mówi się, że motywację trzeba znaleźć. Jakby rosła w lesie niczym grzyby po deszczu. Jakby można było ją złapać w garść tak jak poranną kawę na wynos.
No więc nie. To nieprawda. Ktoś was próbuje oszukać.
Nelson Madela powiedział kiedyś: It always seems impossible until it’s done. To zdanie zapisałam sobie w notatniku wielkimi literami. Nazwijcie mnie naiwną, ale chcę wierzyć, że naprawdę mało jest rzeczy nieosiągalnych.