Nie spisuję swoich postanowień, bo je gubię. Dosłownie!

Nie mam w zwyczaju robić postanowień noworocznych. Dość racjonalnie podchodzę do swego zapału i dlatego nie wierzę w ich skuteczność. Nie miałam też zamiaru robić podsumowania minionego roku. Jestem jednak przewrotnym stworzeniem, a podsumowanie ułożyło mi się samo.
Jesteśmy leniwi względem siebie. Tak, wiem, pisałam to już, ale napiszę jeszcze raz. Odkładamy rzeczy na później. Na nieokreślone później. Budzi nas do działania dopiero przyparcie do muru. Pracę, której nie lubisz zmieniasz nie dlatego, że chcesz, tylko dlatego, że cię z niej zwolniono. Idziesz na terapię nie dlatego, że chcesz, tylko dlatego, że objawy somatyczne zaczęły już poważnie zagrażać twemu zdrowiu. Szukamy prostych rozwiązań. Takich, które wydają się być szybkie, łatwe i gwarantujące rezultaty. Dlatego z taką chęcią chłoniemy historie ludzi, którzy zdecydowali się na radykalny zwrot.
Gdy byłam mała, bardzo długo nie chciałam sama sobie myć włosów. Wołałam z łazienki do mamy żeby przyszła, bo ja nie umiem tego robić. Prawda była jednak taka, że ja nawet nie próbowałam myć swych kudłów samodzielnie. Łatwiej było, jak robiła to za mnie ona.
Nelson Madela powiedział kiedyś: It always seems impossible until it’s done. To zdanie zapisałam sobie w notatniku wielkimi literami. Nazwijcie mnie naiwną, ale chcę wierzyć, że naprawdę mało jest rzeczy nieosiągalnych.