Noc sylwestrową spędzałam na koncercie w klubie jazzowym w Filadelfii. Nie było to aż tak magiczne wydarzenie jakby się mogło wydawać, jednak pozwoliło mi spotkać ciekawą osobowość.
Noworoczne życzenie dla Was

Noc sylwestrową spędzałam na koncercie w klubie jazzowym w Filadelfii. Nie było to aż tak magiczne wydarzenie jakby się mogło wydawać, jednak pozwoliło mi spotkać ciekawą osobowość.
To już teraz. Zmienia się kod. Krokiem chwiejnym, niejako po omacku, wkraczam do grona trzydziestolatków.
Gdzie lecisz, Czasie? Od dawna chcę się go o to zapytać, ale nim otworzę usta, ten już dawno minął…
Lubię kawę. Czarną, mocną americano. Gorącą, parującą, szczypiącą w język. Taką kawą się delektuję, nieśpiesznie sączę, wdycham jej zapach. Kiedy więc ostatnio piłam po raz kolejny kawopodobną maź z papierowego kubka, oświeciło mnie. Życie jest zbyt krótkie, by pić niesmaczną kawę.
Wdech, wydech, wdech. Wyciągam się wygodnie na kanapie. Oddech zaczyna miarowo falować. Powieki trzymam lekko przymknięte, a pod łopatkami miękko układa się kanapa z Ikei. Odpoczynek.
Właśnie skończyłam 29 lat. Bum. Za rok przekroczę, rzekomo magiczną, trzydziestkę. Znów będę w tej dziwnej sytuacji, gdy zaliczać mnie będą do starszej grupy wiekowej, podczas gdy ja mentalnie znajdować się będę jeszcze poza nią. Przechodziłam przez to przy dwudziestce. Dopiero gdzieś w okolicy 25. urodzin zorientowałam się, że zaliczam się do grona dwudziestolatków. Do tej grupy młodych bogów, co podobno mogą wszystko.
Światła jupiterów zwrócone na mnie. Mobilizacja prostuje kręgosłup, wyostrza słuch, rozbudza koncentrację. 3, 2, 1. Rozpoczynam występ.
Znalazłam się w punkcie krytycznym. Nie starcza mi czasu na myślenie. A to najgorsze, co można samemu sobie zrobić.
Nelson Madela powiedział kiedyś: It always seems impossible until it’s done. To zdanie zapisałam sobie w notatniku wielkimi literami. Nazwijcie mnie naiwną, ale chcę wierzyć, że naprawdę mało jest rzeczy nieosiągalnych.
Biorąc pod uwagę fakt, że z moim mężem zaczęłam się spotykać dopiero po dwóch latach znajomości, to chyba nie powinnam się wypowiadać na temat miłości od pierwszego wejrzenia. A jednak wtrącę swoje pięć groszy, tyle, że nie o ludziach chcę mówić, a o miejscach. Bo w nich zakochuję się właśnie tak – w pierwszej minucie spotkania. Albo nie zakochuję się w ogóle.
Im dłużej żyjemy, tym mniej na naszej drodze pierwszych razów. Coraz mniej rzeczy nas zaskakuje, coraz mniej rzeczy nieznanych, których nie doświadczyliśmy nigdy wcześniej. I choć podobno człowiek uczy się przez całe życie to jednak łatwo mu przeoczyć fakt, że właśnie coś się stało pierwszy raz.