Nie spisuję swoich postanowień, bo je gubię. Dosłownie!

Gdy byłam mała, bardzo długo nie chciałam sama sobie myć włosów. Wołałam z łazienki do mamy żeby przyszła, bo ja nie umiem tego robić. Prawda była jednak taka, że ja nawet nie próbowałam myć swych kudłów samodzielnie. Łatwiej było, jak robiła to za mnie ona.
Na powierzchni mnie nie ma żadnych myśli. A jednak przeczuwam, że są. Skryły się gdzieś głęboko, podstępnie i wzbierają, i szykują przewrót. Za chwilę schwycą mnie za gardło i nie będzie już od nich ucieczki. Nauczona doświadczeniem, wiem, że muszę je z siebie wylać, inaczej całkowicie mnie zadławią. Nie będzie żadnego strumienia świadomości tylko rzeka fekaliów zalewających mój horyzont.
Wiem, jak chcę być postrzegana. W mojej głowie ułożyłam sobie zbiór przymiotników, które opisują moją osobowość. Nie, nie wszystkie są pozytywne. Mam świadomość przynajmniej części swoich wad. Istnieje również zbiór przymiotników, których nie lubię. I lepiej ich nie używaj względem mnie. Bo się zbieszę. A jak mi przejdzie złość, zacznę się zastanawiać się, o co ci właściwie chodziło. Bo przecież nie chciałeś mnie urazić, mówiąc, że jestem rodzinna, prawda?