Lubię podróżować. Nie tylko ze względu na walor poznawczy zwiedzanych miejsc czy kontakt z innymi kulturami i ludźmi. Niezależnie od celu, w opuszczaniu swojego domu i powrocie do niego jest coś odświeżającego i inspirującego.

Nie należę do osób, które na przełomie roku spisują listę postanowień. Wydaje mi się ona mało przydatna i jest raczej powodem późniejszego rozgoryczenia niż tryumfu. Może dlatego, że ulegam pokusie i chcę zmieniać wszystko o 180 stopni, najlepiej od razu. Zresztą, nie jestem przecież w tym osamotniona. Często poddajemy się presji postanowień noworocznych spisywanych na szybko, bez refleksji, w stylu wszystko albo nic. Zakładamy, że tyle rzeczy na raz musi się nam udać: nowa praca, świetna figura, naprawiony związek, zaplanowany egzotyczny urlop. My też, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mamy stać się inni, lepsi, bardziej obowiązkowi, mniej samolubni, bardziej spontaniczni. Wszystko musi być lepiej, bo tak postanawiamy. Ale tak jak szybko sobie obiecujemy, tak samo szybko odpuszczamy. Może nawet nie tyle, że odpuszczamy – zapominamy. Lista dynda na lodówce lub egzystuje nie niepokojona w kalendarzu, za kilka dni przestanie nam mówić cokolwiek, zaczniemy zastanawiać się co nas pchnęło do takich, a nie innych postanowień.
Podziwiam ludzi, którzy znają swoje potrzeby. Potrafią je zdefiniować, wyłuskać z natłoku myśli. Podziwiam ludzi bezkompromisowych, którzy w swoich codziennych wyborach kierują się własnym kodeksem wartości, nie oglądając się na reakcję innych. Zazdroszczę im tej odrobiny egoizmu, który pozwala pamiętać, że postacią najważniejszą na świecie są oni sami. Czytaj dalej „Nie zapominajmy!”