Komu zieleń we wnętrzach kojarzy się z przywiędłymi paprotkami i zabójczymi jukami z liśćmi o bardzo ostrych krawędziach? Ręka do góry!
Jeszcze kilka lat temu na myśl o pielęgnowaniu własnych roślin tylko się niepewnie uśmiechałam. Nie mam ręki do kwiatów, tak sobie tłumaczyłam brak zieleni wokół siebie. Jedyne co trzymałam na biurku lub szafce nocnej to jakiś przydechły bambus zatknięty w szklaną butelkę z wodą lub fikus, który jest zdolny przetrwać u każdego, nawet najbardziej zapominalskiego, ogrodnika.
Prawda jest taka, że do niedawna hodowanie roślin w domu mocno kojarzyło mi się z latami 90. za którymi w ogóle nie czuję sentymentu, z bardzo złym wystrojem wnętrz, z upchniętymi w każdym kącie dracenami i kaktusami, których głównym zadaniem było odwrócenie uwagi od bylejakości sklejkowych meblościanek.
Jednak im dłużej mieszkam w miejskiej dżungli tym bardziej potrzebuję zieleni wokół siebie. Tym intensywniej szukam pomysłu na zaadoptowanie jej w przestrzeniach swojego domu. Chcę zrobić to w sposób, który nie będzie przywodził na myśl tych rozrośniętych ponad miarę paproci. Nowocześnie. Subtelnie. Elegancko.
Oto kilka inspiracji
źródła zdjęć: 1; 2; 3; 4; 5; 6; 7; 8; 9; 10; 11; 12; 13; 14; 15; 16