Ryfka, autorka bloga Szafa Sztywniary, ma co jakiś czas na swoim profilu na FB akcję w której chodzi o to, by dokończyć zdanie „Dziś jest fajny dzień, bo…”
Niby nic, a jednak warto od czasu do czasu (ba, codziennie!) chwilę zastanowić się nad tym, co danego dnia sprawiło radość. Często są to sprawy niewielkie, z pozoru błahe, ale zebrane w całość tworzą jedną, wielką, puchatą cukrową watę dobrego humoru.
Piszę o tym nie bez powodu. Zawsze myślałam, że jestem high-maintenance. Wiecie, taką osobą, którą trudno zadowolić pierwszą lepszą propozycją. Niewiele rzeczy (ciuchów, mebli, butów, torebek, budynków, itp.) mi się podoba. Rodzina ma ogromny problem z kupowaniem prezentów dla mnie, bo doskonale wiedzą, jak trudno trafić w mój gust. Jeśli chodzi o wakacje, to takie spędzane w hostelu 5 kilometrów od centrum kurortu nie są moim ulubionym rozwiązaniem, choćby miały być w Alpach albo na Wyspach Dziewiczych. Po kawę, o ile nie parzę jej w kawiarce, wybieram się do kawiarni trzy przecznice dalej, choć po drodze mijam kilka, może nawet tańszych, kawiarenek. Jestem też wybredna w stosunku do ludzi. Mogę się kolegować z niemal każdą osobą, ale przyjaźń to jest relacja już naprawdę tylko dla wybranych.
No mam swoje standardy i naprawdę trudno mi z nich zrezygnować. Jeśli już sytuacja zmusi mnie do uległości, to bardzo prawdopodobne, że dam temu wyraz swoją miną lub gestem.
Nie chcę jednak narzekać. Są też przecież dobre wiadomości. Gdy tak się zastanawiam nad tym, co mi codziennie sprawia radość, to okazuje się, że są to rzeczy proste i bardzo przyziemne. Dobrze wiedzieć, że nie jestem aż taką księżniczką, jaką obawiałam się być.
I żeby wam to udowodnić, przedstawiam listę moich drobnych przyjemności i radości:
- Lubię, kiedy ludzie odwzajemniają uśmiech, którym ich obdarowałam. A jak dodatkowo im się przy tym zaświecą z radości oczy, to już w ogóle fruwam kilka centymetrów nad ziemią.
- Lubię spotykać miłe staruszki. To jedyne osoby, które jeszcze zwracają się do mnie per panienko.
- Lubię rozwiązywać łamigłówki i problemy, odpowiadać na pytania i przybierać pozycję eksperta. Cieszy mnie każda udzielona przeze mnie odpowiedź i każde dziękuję usłyszane od tego, komu pomogłam.
- Chyba generalnie sprawia mi radość, gdy jestem komuś potrzebna. Następnym razem, gdy jestem u ciebie w domu i proponuję, że rozłożę sztućce lub wyniosę naczynia do zlewu – pozwól mi. Najgorzej jest siedzieć i nie być na nic przydatnym. W sumie nie tylko w gościach. W pracy i w życiu także.
- Lubię podziwiać piękne ubrania, meble i zdobne opakowania kosmetyków. Dobry design w codziennym życiu ma dla mnie duże znaczenie. Najlepsze jest to, że wcale nie mam natychmiastowej potrzeby kupowania. Jak coś jest ładne, to lubię nacieszyć tym wzrok, czasem zrobić zdjęcie, głośno westchnąć z zachwytu. I pójść dalej. Portfel i mąż powinni być mi wdzięczni.
- Buty to osobna kategoria. Uwielbiam lekko nonszalanckie, porządnie wykonane, skórzane obuwie. Cieszę się za każdym razem kiedy zakładam dokładnie takie buty, które pasują do mojego charakteru. Może to zabrzmi dziwnie i pretensjonalnie, ale czasem założenie rano ulubionej pary sztybletów pozwala nieco bardziej uwierzyć w rozpoczynający się dzień.
- To oczywiste, że cieszą mnie własne sukcesy. Ale podobnie radują mnie sukcesy tych, którym z całego serca kibicuję. A bywają to osoby zupełnie mi obce. Na przykład dzisiaj niusem dnia było dla mnie to, że Wyrwane z kontekstu zostało wybrane Blogiem Roku 2015 w kategorii Publicystyka. Kto śledzi moją stronę, ten wie, że to jeden z niewielu blogów, które czytuję regularnie. Twoje zdrowie, Asia!
- Cieszę się, gdy uda mi się ładnie i równo pomalować paznokcie. Zwłaszcza wtedy, kiedy zdążyły wyschnąć, zanim popsułam manikiur sięgając do pudełka z czekoladą. Lubię patrzeć jak lśnią i doskonale pasują do mojej biało-czarnej, zupełnie nudnej, garderoby.
- Ostatnio uczę się prowadzić samochód. Wypadałoby, żeby człowiek trzydziestoletni wiedział, jak odpalić silnik. Cieszy mnie każdy przejechany kilometr za kierownicą. Mówię jedynie za siebie. Instruktor może mieć zdanie odrębne.
- Czasem zwyczajnie mnie cieszy, że pociąg przyjechał na czas albo że w przedziale było cicho i mogłam spokojnie poczytać, albo że na dworze było wystarczająco ciepło, by ze stacji wrócić do domu nie metrem a pieszo (25 minut spaceru zaliczone!).
Gdy nic już nie jest w stanie uratować dnia – mam ze sobą zawsze masełko perfumowane olejkiem lawendowym do smarowania skroni. To pomaga zawsze.
A wy? Co wam sprawia radość na co dzień?
Co do pani Joanny to byłem pewien jej zwycięstwa aczkolwiek zawiodłem się trochę, gdyż mnie nie pozdrowiła, chociaż na jej blogu w komentarzach jest taka informacja, iż to zrobi:/ Nie wiem jak ona mi to wynagrodzi:/
😉
Kiedyś miałem wiele drobnych rzeczy, które mnie cieszyły. Teraz już trochę o nich zapominam, gdyż przez moją córkę wszystko poszło na drugi plan (co z jednej strony nie powinno mieć miejsca). Jej jeden uśmiech w moją stronę daje mi dużą dozę przyjemności:)
Aczkolwiek z małych rzeczy są pewne drobiazgi, które dają mi frajdę po dziś dzień. Wielce mnie cieszy, gdy przychodzi do mnie paczka z książkami i mogę się zaciągać ich zapachem:) Bardzo lubię, gdy moja żona piecze ciasto w kuchni i po całym domu rozchodzi się jego aromat. No i przede wszystkim wyjątkowy jest każdy poranek kiedy uświadamiam sobie, że w nocy nie musiałem wstać ze zbuntowanym labradorem, który miał potrzebę fizjologiczną;)
PolubieniePolubienie
Zbuntowany labrador ❤
Też lubię ten zapach książek i zapach pieczonego ciasta!
A ci do Asi i jej podłego zachowania – wbij do niej na bloga i napisz, co o tym wszystkim myślisz 😉 🙂
PolubieniePolubienie