Tak jak wspominałam w pierwszej części wpisu (zobacz tutaj) ten rok obfitował w podróże. Gdybyście się zapytali, która z nich najbardziej zapadła mi w pamięć, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Każda była szczególna, każda na swój sposób mnie wzbogaciła.
Nie wiem czy 2016 r. będzie tak samo owocny. Nawet śmiem w to wątpić. Wiem, że lecę w marcu do Kolorado a w czerwcu przylatuję na chwilę do Polski. Później się zobaczy. Z poprzedniego roku wiem, że najbardziej cieszą te podróże, które są najbardziej spontaniczne. Mam nadzieję, że w 2016 r. spotka mnie kilka takich zaskoczeń.
A teraz już nie przedłużając, kontynuuję relację. Nie zapomnijcie zajrzeć do pierwszej części!
Cape Cod – maj
Wybraliśmy się tutaj na długi weekend pod koniec maja. Noclegiem poratował nas Airbnb. Wylądowaliśmy na przytulnym poddaszu, które wypełnione było marynistycznymi elementami. Kubki z kotwicą, warcaby z latarnią morską, statki, wieloryby, co tylko sobie zamarzysz.
Ten mural sfotografowałam w Filadelfii kilka miesięcy przed wyjazdem, zanim jeszcze wiedziałam, że w maju spełni się jedno z moich marzeń.Na Cape Cod miałam okazję obserwować wieloryby pływające w oceanie. Wybraliśmy się na rejs organizowany przez instytucję zajmującą się badaniami wielorybów, która dba o zachowanie ich naturalnego środowiska u wybrzeży Cape Cod.Humbak
Tutaj widać 3 wieloryby wynurzające się, by zaczerpnąć powietrza. Widzieliśmy też grupy z 6-7 osobnikami. Zachwytu towarzyszącego obserwowaniu tych pięknych zwierząt nie da się opisać. Nawet teraz zapiera mi dech i brakuje słów.Ten wieloryby wynurzył się tuż przy naszej łodzi. Widziałam jego głowę w całej okazałości. Stałam jak oszołomiona. Jego potężne rozmiary a jednocześnie zwinność i spokój z jakim koło nas przepływał wprawiły mnie w zachwyt absolutny. Po tym już mogłam spokojnie wracać na brzeg.
Fallingwater – czerwiec
Szybki, weekendowy wypad do zachodniej Pensylwanii, by zobaczyć dom zbudowany na wodospadzie. Otoczony lasem, z dala od głównych dróg wydaje się być idealną odskocznią od codzienności. Koncept architektoniczny z końca lat 30. XX w.współcześnie także robi ogromne wrażenie. Wnętrza zaprojektowane w minimalistycznym stylu przypominają mi polski design lat 50. Niestety, nie można robić zdjęć w środku, a chętnie zaprezentowałabym wam kanapy w salonie oraz pokój pracy z dużym biurkiem i widokiem na wodospad.
To miejsce jest w Stanach tak popularne, że doczekało się własnego odwzorowania Lego Architecture.
Schody z salonu prowadzą wprost do rzeki. Można się w niej popluskać lub po prostu wpuścić nieco szumu wody do wnętrza apartamentu.
Kostaryka – lipiec
Planowaliśmy pojechać na Alaskę, ale mieliśmy za mało urlopu (oceniamy, że potrzebne są pełne 2 lub 3 tygodnie na zrealizowanie planu, który mamy w zanadrzu). Wyszło jednak, że zamiast bieguna zimna wybraliśmy biegun ciepła. Nie żałujemy.
Na Alaskę zdążymy jeszcze pojechać.
Plaża w parku narodowym, do której trzeba było dojść pieszo, po lesie około 1,5 kilometra. Warto było. Dzika przyroda, małpy złodziejki, szopy i iguany dookoła. A na dodatek woda w oceanie była tak ciepła, że przesiedziałam w nim cały dzień. Dawno już kąpiel nie sprawiała mi tyle przyjemności.Pogoda nie zawsze dopisywała. Ale choć pochmurno, zawsze było ciepło.
Kolibry faktycznie są bardzo zwinne i szybkie a ich pióra skrzą się w słońcu mnóstwem kolorów.Dzika araLeniwiec odpoczywa w Slot Sanctuary. Martyna Wojciechowska zrobiła kiedyś reportaż o tym miejscu. To tutaj leczy się okaleczone zwierzęta, dba się o ich powrót do naturalnego środowiska i prowadzi badania nad tym tajemniczym gatunkiem.Leniwiec potrafi zasnąć w połowie swojego posiłkuTeż bym była taka uśmiechnięta, gdybym mogła spać większą część doby.Iguany są ładne i całkiem przyjazne, ale lepiej jednak nie podchodzić bliżej. Widziałam jak stroszy swój grzebień, wygląda to dość groźnie.Krokodyle w swoim naturalnym środowisku (to nie jest żaden park narodowy). Everglades może się schować.
A teraz kilka lekcji z Kostaryki
Jak się robi kawę?
Najpierw zbiera się ziarnaWyłuskane ziarna się suszy. Wysuszone ziarna można od razu palić, ale można przekazać na eksport. Kraje, które nie mają własnych upraw kawy (np. Włochy), importują takie ziarna, palą u siebie, a następnie eksportują palone ziarna jako własną kawę.Ziarna kawy się następnie sortuje pod względem wielkości. Im większe ziarno, tym kawa pełna aromatu. Po przesortowaniu, kawę się pali i mieli.A to jest efekt końcowy 🙂
Jak powstaje kakao?
Z owocu kakaowca wydobywa się widoczne na zdjęciu ziarna. Świeże ziarno ma smak podobny do mango. Jest bardzo dobre!Ziarna kakaowca poddaje się osuszaniu i fermentacji w liściach bananowca.Tak wyglądają palone ziarna. Teraz wystarczy je obrać ze skóry i……zmielić.Powstałą miazgę kakaową można zmieszać z cukrem. Czekolada prawie gotowa!W razie, gdybyście chcieli posłodzić kawę lub dodać cukru do masy kakaowej, możecie sobie również wyrobić cukier. Tutaj widać gorący syrop wygotowany z soku z trzciny cukrowej.Syrop trzeba bardzo intensywnie i szybko mieszać, by go ostudzić.W efekcie powstaje brunatna masa cukru trzcinowego. Można to sobie później zmielić albo odcinać po kawałeczku.A na zakończenie – wulkan nieopodal San Jose. Aby go zobaczyć w całej okazałości musieliśmy czekać dobre 30 minut, wcześniej był zasnuty chmurami
Boston – październik
Kolejne zachwycające miasto. O miano najładniejszego konkuruje z Chicago i San Francisco. Boston jest przesycony historią, co nie powinno nikogo dziwić zważywszy na początki amerykańskiej rewolucji. Część architektury pochodzi z XVIII w. co jest w Stanach rzadkością. Zadbane, inteligenckie i zamożne miasto. Bardzo mnie do siebie przyciąga. Kto wie, może czeka mnie przeprowadzka?
Wszystkim turystom polecam przejście The Freedom Trail, ciągnącego się przez całą zabytkową część Bostonu. Trasa oznaczona jest na całej długości linią namalowaną na chodnikach i ulicach. Trudno będzie się zgubić. Warto wyruszyć z rana, bo szlak jest naprawdę długi. Można też rozbić zwiedzanie na dwa dni.
W Bostonie znajdują się jedne z najstarszych cmentarzy w USA. Co ciekawe, mimo że wiele z nich pochodzi z XVIII w. to niektóre groby nadal są odwiedzane przez potomków rodu. To się nazywa tradycja!A tu już koniec the Freedom Trail. Co prawda nie widać tego na zdjęciu, ale można tutaj odpocząć na zielonej trawce.Quincy Market, tłoczny, gwarny i pachnący jedzeniem. Koniecznie przyjdźcie tutaj na lunch!Część biznesowa nieopodal historycznego miejsca, gdzie kiedyś pito Bostońską Herbatkę
Po raz kolejny wyznaję miłość do Airbnb. Dzięki niemu w Bostonie mieszkaliśmy w domku z widokiem na jezioro.
Jay Peak, Vermont – grudzień
Świąteczny wypad na narty. Szkoda, że śniegu było jak na lekarstwo. Ale nic to, już w marcu odbijemy sobie to na stokach Gór Skalistych w Kolorado!
I jak Wam się podoba podsumowanie? Które z miejsc najbardziej przypadło Wam do gustu? Dajcie koniecznie znać w komentarzach.
Ojaaacie, ale mi narobiłaś ochoty na podróże i lato. 🙂
Mam jedną małą uwagę foto- jak cykasz zdjęcia nad jeziorem/morzem, zwróć uwagę, żeby horyzont był prosty. Można sobie włączyć w aparacie nakładkę z siatki, która pomoże prosto wykadrować zdjęcie.
Ojaaacie, ale mi narobiłaś ochoty na podróże i lato. 🙂
Mam jedną małą uwagę foto- jak cykasz zdjęcia nad jeziorem/morzem, zwróć uwagę, żeby horyzont był prosty. Można sobie włączyć w aparacie nakładkę z siatki, która pomoże prosto wykadrować zdjęcie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki! Staram sie to robić ‚na oko’ ale faktycznie moze lepiej skorzystać z funkcji, ktore aparat oferuje 🙂
Dzięki ze wpadłaś!
PolubieniePolubienie