Wiecie już, że lubię powroty do domu po swoich podróżach. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Oddech od codzienności pozwala jeszcze bardziej tę codzienność docenić. I dostrzec to, co do tej pory było niedostrzegalne.

fot. Thoughts Blender
Po wakacjach moje zmysły są wyostrzone. Dostrzegam nagle zarówno piękno, jak i brzydotę swojego miasta. Jestem gotowa przysiąc, że ten tam budynek z czerwonej cegły, z odpadającą ze starości okiennicą na pewno tu nie stał przed wyjazdem. Widzę go po raz pierwszy, choć stan jego elewacji wskazuje na to, że stoi tu od jakichś stu lat. Urok starej części Filadelfii jest jeszcze intensywniejszy. Jakby podczas mojej nieobecności brownstones mocniej się zaczerwieniły. Nagle dostrzegam to, jak doskonale kontrastują z błękitem popołudniowego nieba. Trawa jest jakby zieleńsza i drzewa przed domem bardziej rozłożyste. Kanapa bosko wygodna i zupełnie nie pamiętam, dlaczego narzekałam na nią przed wyjazdem.
Słyszę więcej. Szum miasta wdziera się do uszu. Dźwięk ryczących silników, wyjących syren i pisk popsutych hamulców. Ryk miasta kołysze mnie do snu i wyrywa nagle w środku nocy. Uszy wychwytują każdy ton. Śmiech ludzi, stukot wózków z zakupami, dzwonki rowerowe, cykanie cykad, dźwięk dzwonu oddalonego o kilkanaście przecznic, trąbienie pociągów.
Doświadczam miasta intensywniej. Dystanse się skracają. Nagle ulubiony bar wydaje się być tuż pod domem. Przejście kilku przecznic do sklepu jest przyjemnym spacerem. Zwłaszcza wieczorami, gdy powietrze pachnie rozgrzanym miastem i mokrą ziemią z wystawionych na zewnątrz doniczek z kwiatami. Przemierzam swój wycinek miasta wzdłuż i wszerz i nie mogę się nadziwić jak to się stało, że los mnie rzucił tu, w ten najpiękniejszy odcinek starej Filadelfii. Z zadziwienia i zachwytu zapiera mi dech.
Trzeźwieję powoli. Codzienność wyrywa mnie z cugu. Dźwięki zmniejszają decybele, kolory płowieją i wszystko jest znów tak samo odległe. Korki w mieście nieznośne. Ryk syren przeszywający. Ludzie napierający zewsząd tak strasznie irytujący. Wszystko wraca na swoje miejsce. To znak, by znowu gdzieś wyruszyć.
Podróże pozwalają widzieć więcej. Wokół swojej codzienności.
Zauważyłam to samo po powrocie z wakacji. Nie wpadłabym na pomysł, żeby ubrać to w słowa. Świetna obserwacja i tekst 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję!
Widzisz, w zasadzie wszystko można ubrać w słowa. Wystarczy spróbować 🙂
PolubieniePolubienie
Zazdraszczam takiej podróży:)
Zwerbalizowanych obserwacji również:)
PolubieniePolubienie
🙂
PolubieniePolubienie