Budzik dzwoni o 3 nad ranem. Niechętnie, ale i z oczekiwaniem tego, co przyniesie dzień, zwlekam z łóżka swoje ciało, jakby cięższe o 50 kg niewyspania. Szybkie śniadanie, domknięcie walizek, trzykrotne sprawdzenie dokumentów. Wyjazd. Lotnisko. Sześć godzin lotu. San Francisco. Nie ma co czekać, w hotelu nie przyjmują naszych bagaży, bo za wcześnie. Jedziemy pod Golden Gate i już po chwili przełykamy gorzki smak rozczarowania…
