Coming out

Tekst o tym, że koncepcja slow life nie pomogła mi w walce z chorobą zwaną nerwicą

Bardzo łatwo dać się zwieść koncepcjom o chwytliwych i modnych nazwach. Minimalizm, slow fashion, slow life. Każdy słyszał te pojęcia i jest w stanie mniej więcej je zdefiniować. Mniej więcej.

Mam taką teorię, że każda koncepcja traci na autentyczności w momencie, gdy staje się tematem modnym i, cóż, dochodowym. Niezależnie od tego jak pogłębiony jest jej system przekonań i jak ważne jej przesłanie, to w momencie, gdy staje się jedynie stylowym dodatkiem do życia i tematem płytkich rozmów o rozwodnionym przesłaniu, to traci na swojej świeżości i innowacyjności. Bo coraz mniej ludzi zainteresowanych jest dotarciem do źródeł danej koncepcji a coraz więcej chce korzystać jedynie z jej powierzchowności, z tego co jest instagrammable (hm, jak to przetłumaczyć, instagramowalne?)

Zrobiłam ten wstęp, by się do czegoś przyznać. Odkąd kilka lat temu zachorowałam na nerwicę i przeszłam terapię, wydawało mi się, że slow life jest rozwiązaniem dla moich problemów z nerwami. Wydawało mi się, że wyjęcie siebie z szybkiego życia, odpuszczenie ‚wielkiej’ kariery, skupienie się na pielęgnowaniu jedynie przyjemności z pozazawodowego życia będzie najskuteczniejszym rozwiązaniem.

Teraz widzę, że było to asekuranctwo. Łatwo jest odpuścić to, co jest trudne i jest wyzwaniem, zwłaszcza, gdy zmagasz się z atakami paniki na co dzień. Odpuściłam część siebie na rzecz czegoś, co wydawało mi się dobrym kierunkiem w życiu. Problem w tym, że nie dałam sobie szansy na pogłębioną refleksję, zanim to zrobiłam. Na ślepo brnęłam dalej, przekonując samą siebie, że odpuszczanie jest dobre, let it go. Że slow life to jest przesiadywanie w kawiarni z książką, pisanie wpisów na bloga i rozkładanie maty trzy razy w tygodniu, a praca jest złem koniecznym. Wydawało mi się, że najszczęśliwsza byłabym, gdybym nie musiała pracować na etacie i mogła poświęcać czas na realizację projektów-zachcianek. Byłam jak ta jaskółka z piosenki Stana Borysa. Uwięziona w sieci przekonań, których nigdy dokładnie, w głębi duszy  nie przeanalizowałam. A co za tym idzie, nigdy w pełni w nie nie wierzyłam. Wykonywałam jedynie zadania z listy przypisanych dla slow life czynności.

Teraz widzę to bardzo dokładnie. Między innymi dlatego, że po raz kolejny zaczęłam cierpieć na ataki paniki. Całe szczęście teraz wiem, co mogę zrobić, by sobie pomóc, gdy pęd myśli w głowie znów podwyższa tętno do 150 uderzeń na sekundę. Tak, korzystam z technik oddechowym. Powróciłam do regularnej jogi trzy razy w tygodniu. Praktykuję uważność. Staram się więcej rozmawiać z ludźmi. Skupiam się na pozytywnych aspektach życia i wdzięczności. Ale to tylko metody radzenia sobie ze stresem i negatywnymi myślami. Narzędzia do wykorzystania w reakcji na coś, co mnie zaczęło przerastać. Taki defibrylator dla duszy.

Coś poszło nie tak. I zaczynam rozumieć co.

Widzisz, zanim zachorowałam pierwszy raz, byłam aktywna, zaangażowana, pełna pasji i energii. Lubiłam siebie taką – z ostrym jak brzytwa umysłem, gotową do pracowania nad sobą by być coraz lepszą i odnoszącą sukcesy. Gdy dopadła mnie choroba, uwierzyłam w to, co podpowiadano mi zewsząd – że to właśnie ta ambicja doprowadziła mnie do choroby.

Ale to nie jest prawda.

To, co doprowadziło mnie do choroby i do jej nawrotu, to brak balansu i harmonii. Simplicite swoim krótkim wpisem pobudziła mnie do tych przemyśleń. Zanim zapadłam na nerwicę, bardzo lubiłam swoje intensywne życie, zwłaszcza skupianie się na swoim intelektualnym rozwoju. Lubiłam angażować się w liczne inicjatywy, lubiłam być zajęta i czuć, że jestem potrzebna. Odpuszczenie tego w imię nie do końca zrozumiałej, acz atrakcyjnie brzmiącej i wydawałoby się łatwej do wdrożenia, koncepcji, było głupotą i naiwnością. Było łopotaniem skrzydłami mając nogi uwiązane do głazu. To, czego mi wtedy zabrakło i teraz również brakuje, to właśnie umiejętność zachowania równowagi między aktywnością a powolnością. Między chęcią realizacji ambicji i planów a chęcią zaszycia się na weekend nad jeziorem. Tęsknię za intensywnością, bo pamiętam jak wówczas wspaniale smakuje odpoczynek.

Organizm zaczął mi dawać znaki, że odpuszczenie sobie nie zdaje u mnie egzaminu. Bycie aktywną i ambitną jest ważną częścią mojej osobowości. Wygląda na to, że złoty środek leży gdzieś indziej. Wyruszam na jego poszukiwania. Trzymajcie kciuki, bym go znalazła.

zdjęcie: ThoughtsBlender

4 myśli na temat “Coming out

  1. Widzisz, to drugi wpis, jaki czytam u Ciebie i drugi, w którym odnalazłam gdzieś tam siebie samą, swoje myśli i pewne podobieństwa, które bardzo trudno w jednym komentarzu sprecyzować. Ze mną było podobnie, tylko jakby na odwrót. Wysyłano mnie do pracy, aby robić karierę, bo to jest lepsze niż siedzenie w domu. Usilnie próbowano zrobić ze mnie kogoś, kim nie byłam i być nie chcę. Nie wyszłam na tym dobrze, głównie psychicznie. Nigdy nie wybrałam kariery, ta droga jest mi obca. Poszłam swoją drogą, jednak to był mój własny wybór i z nim czuję się najlepiej. Ale tak, też mną kiedyś kierowano w nieodpowiedni sposób. Też kiedyś wierzyłam w te wszystkie bzdury, zamiast słuchać siebie i nie oglądać się na innych. I nerwicę mi też wmawiano. Gdybym się w porę nie opamiętała, pewnie dziś byłabym psychicznym wrakiem człowieka. Zawierzyłam swojej intuicji i wsłuchałam się w siebie. Nic lepszego zrobić nie mogłam. A do cudzych teorii podchodzę z dystansem. Tym większym, im bardziej nie ograniczają się jedynie do pokazywania gdzie mam spojrzeć, ale uświadamiają również co mam widzieć.

    Każdy musi samodzielnie znaleźć własną drogę, nie kierując się zdaniem innych, choćby ci byli wybitnymi profesorami. Wszystkie odpowiedzi są w nas samych i widzę, że Ty zdajesz sobie z tego sprawę. Słuchasz siebie… Oby tak dalej, nie przestawaj. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. To ważne, żeby w przypadku chorób związanych z psychiką człowieka znaleźć dobrych doradców. To co jednym pomaga, nie musi być koniecznie odpowiednie dla innych. Próba zmiany osoby aktywnej, pracującej na wysokich obrotach w osobę zupełnie odmienną może przyczynić się na dłuższa metę do pogorszenia jej stanu. Życzę, aby udało Ci się odnaleźć harmonię i wewnętrzny spokój.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do whoanita Anuluj pisanie odpowiedzi