Ciocia mi dzisiaj uświadomiła, że to mija już dwadzieścia lat…
Dwadzieścia lat od kiedy nie robisz mi bułek-kaczuszek na śniadanie i nie ściągasz kożucha z gorącego mleka. Odkąd nie gonisz do łazienki, by myć ręce i nie tulisz po wywrotce na schodach. Nie malujesz motyli w zeszycie i nie modlisz się ze mną na dobranoc.
To już dwadzieścia lat odkąd nie zdążyłaś nauczyć mnie grać w szachy. Odkąd nie zdążyłaś poznać mojego chłopca i zatańczyć na moim weselu. Odkąd nie robisz swojego koczka z siwych włosów i nie stukasz laską po chodniku.
Dwadzieścia lat nie widziałam Twoich roześmianych oczu i dołeczków. Nie czytałam Ci Szewczyka Dratewki i nie ogrywałam swoim tajnym, dziecięcym sposobem w kółko i krzyżyk.
I gdy pocieszają, że czas jest w stanie uleczyć rany, to tylko wściekam się. Chcę im wykrzyczeć, że nie wiedzą, co mówią. Nigdy nie stracili Ciebie.
photo: unsplash.com