Kinfolk rywalizuje z The Atlantic i New Yorkerem o miano ulubionego magazynu. W poprzednim tygodniu wrzuciłam krótki fragment jednego z wywiadów. Dzisiaj pora na Wycinki, do napisania których zainspirował mnie inny wywiad z tego samego numeru. Tym razem o przestrzeni w swoim domu. A konkretnie o tym, że nie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
Na pewno nosisz w sobie choćby nikłe wyobrażenie swojej idealnej przestrzeni. Kolorystykę, nastrój, oświetlenia wnętrza w którym chciałbyś mieszkać.
Ja też. Podpatruję sobie różne kombinacje, propozycje Label Magazine czy profilu Architektura Wnętrz na FB. To taki rodzaj relaksu. Zobaczyć piękne zdjęcia, dobrze doświetlone i podrasowane w programie graficznym. Nigdzie nie ma ani grama kurzu, ani kłaczka psiej sierści. Kanapa nie jest wygnieciona a na stoliku przed nią nie stoją szklanki po wypitej dzień wcześniej herbacie. Jest przyjemnie. Za oknem świeci słońce i rozpromienia wszystko w ramach twoich czterech ścian.
Bardzo często, gdy przeglądam propozycje wnętrz odczuwam pewien dysonans. Miło patrzy się na to wszystko. Jestem w stanie wyobrazić sobie przyjemność posiadania tak pięknych mebli i dodatków. Ba! Wiele z nich naprawdę chciałabym mieć u siebie. Jednak wizualizacja wnętrz sprzedaje jedynie marzenia o ideale i ciszy własnych czterech ścian. Jest aspiracyjna, nie inspiracyjna.
Czym innym jest dla mnie zachwyt nad wystrojem salonu w kolorowym katalogu, a czym innym pragmatyka codziennego życia. Nie do końca widzę siebie w tak higienicznym wnętrzu. Trochę bym się bała, że jasna kanapa się zaplami, pies ogonem strąci wazon stojący tuż nad ziemią. No i jeszcze to sprzątanie. Wycieranie bibelotów nad kominkiem, polerowanie drewnianych podłóg, odkładanie wszystkiego od razu na swoje miejsce, by nie zaburzyć estetyki wypielęgnowanej przestrzeni.
W tak zaprogramowanych pomieszczeniach zaczyna robić się duszno od czyichś wpływów i propozycji, a zaczyna brakować ciebie. Brakuje miejsca na personalizację, na wprowadzenie odrobiny własnego chaosu. Doskonale to ubierają w słowa Ilse Crawford i Hugo Macdolnald:
We were looking at some interiors in a book recently and it struck us how fixed they were. The pictures and rooms were beautiful, but when you dug into them and imagined how they might feel in reality, you got a sense that they were claustrophobic and that there was very little of yourself you could bring to them – every little thing had already been taken care of.
In conversation: Ilse Crawford and Hugo Macdonald, Kinfolk vol. 18
Jestem ogromną fanką otaczania się pięknymi przedmiotami, przestrzeniami i wspomnieniami. Nie ma nic złego w tym, że chcę żyć ładnie i wygodnie. Jednocześnie uważam, że to przestrzeń, powinna służyć mnie i oferować to, czego potrzebuję. Nie chcę czuć się jak sługa we własnych wnętrzach. Latająca ze ścierką i miotłą strażniczka kurzu i niesubordynacji innych domowników pozostawiających za sobą ślady swojej egzystencji – piach spod butów i brudne naczynia.
Twoja przestrzeń jest dla ciebie, nie dla przedmiotów, które posiadasz. Perfekcyjna pani domu to taka, która jest szczęśliwa na swojej kanapie i trochę w dupie ma test białej rękawiczki.
Twoja przestrzeń, to twój mały kosmos.
Bardzo się z Tobą zgadzam. Raz, że lubię pięknie mieszkać, generalnie cieszą mnie piękne przedmioty (ale nie nadmiar!), a dwa, że z tym lataniem ze ścierą to się można bardzo zapętlić i człowiek potem nic innego nie robi, tylko sprząta.
PolubieniePolubione przez 1 osoba