Dziś w Stanach jest Thanksgiving, czyli właśnie rozpoczyna się ten gorący okres, którego kulminacyjnym momentem będą Święta, czas relaksu, mojego wyjazdu na narty i wolniejszego tempa pracy.
Cieszy mnie ten czas w roku. Dookoła robi się ładniej, błyszcząco i jakby podnioślej. Lubię blichtr sklepowych wystaw, świątecznie zapakowanych zestawów upominkowych i Last Christmas z głośników. Nadal nie lubię tłumów ludzi i kolejek, ale wynagradzam to sobie siedzeniem w kawiarni i obserwowaniem ich pędu, parujących oddechów i czerwonych nosów. Mówcie co chcecie, ale ludzie przed Świętami są radośniejsi niż kiedy indziej. Jakoś bardziej dają się lubić, jakoś bardziej są uprzejmi.
Najbardziej z tego wszystkiego cieszy mnie jednak wolne. Dziś mam wolne. A jutro. Jutro też mam wolne. Potem nadejdzie weekend i zostaną tylko 3 tygodnie do Świąt. To pierwsza rzecz, za którą jestem dziś wdzięczna. Leżę na kanapie, z brzuchem wypełnionym dobrym jedzeniem z francuskiej knajpki nieopodal. Skończyłam czytać Ości, rozpoczęłam czytać Ciemno, prawie noc. Zamówiłam choinkę. Jutro jadę zobaczyć spektakl na Broadwayu. Cieszy mnie wolne od pracy. Jednocześnie jestem wdzięczna za to, że mam pracę. To dzięki niej jestem w stanie w pełni docenić odpoczynek. I pozwolić sobie na więcej niż tylko minimum przetrwania.
Cieszy mnie i jestem wdzięczna za samoświadomość i uważność. O wiele łatwiej żyć, gdy umie się analizować i racjonalizować własne i czyjeś emocje i zachowania. Łatwiej akceptować to, co nieuniknione i sprzeciwiać się temu, czemu warto stawiać czoła. Łatwiej się o siebie zatroszczyć lub oddać całość uwagi drugiemu człowiekowi, bo wiadomo, którędy przebiega granica między zdrowym egoizmem a egotyzmem. Słowa nabierają znaczenia. Gdy mówię kocham to wiem, że kocham prawdziwie i głęboko. Gdy mówię nie lubię, ta ocena znaczy więcej niż tylko ustawienie kciuka w dół. Mam szczęście kochać i być kochaną i doświadczać tego uczucia każdego dnia. Every damn day. Czuję się wyjątkowo.
Gdy myślę o sprawach, za które jestem wdzięczna to wszystko sprowadza się do jednego. Cieszę się, że życie jest dla mnie łaskawe. Codziennie rano mam szczęście wstać z ciepłej pościeli, wsunąć stopy w miękkie kapcie, przemyć twarz chłodną wodą, zjeść śniadanie, realizować w pracy różne projekty, niektóre tylko ulubione, a później wrócić do domu, przytulić męża, ugotować obiad. Wiem, jak to wszystko brzmi. Tendencyjnie. Ale taka jest prawda. Jestem zamożna w stabilność, bezpieczeństwo i dobre emocje.
Czuję wdzięczność, bo tak wiele pozornie błahych rzeczy mogę codziennie realizować. Nie wszyscy doświadczają takiego szczęścia. Bezdomny pan, którego mijam codziennie w drodze do pracy, gdy wstanie ze swego legowiska nie wsunie nóg w miękkie kapcie i nie napije się herbaty zaparzonej przez ukochaną osobę. Dziewczyna, której jestem mentorką w programie iCouldBe nie wie, co to rodzina i powrót do bezpiecznego domu po dniu spędzonym poza nim. A ja to wszystko mam na codzień. Czuję się wyróżniona.
Jestem wdzięczna, za to, że umiem dostrzegać bogactwa, w które opływam. Nieliczne z nich są materialne. Po raz kolejny sprawdza się zasada, że to, co najcenniejsze w życiu nie jest na sprzedaż. A dobrze widzi się tylko sercem.
Dokładnie – to co najcenniejsze nie da się kupić!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Małgorzatko, nie wiem jak Ty to robisz, ale za każdym razem jak czytam twoje posty mam dreszcze 🙂
Oby jak najwięcej osób zrozumiało, że takie podejście doceniania czasem bardzo błahych i oczywistych wydawałoby się rzeczy jest prawdziwym kluczem do poczucia szczęścia 🙂
PS. A indyka w czwartek upiekłaś, jak przystało na american housewife? 😀
PolubieniePolubienie
Monia, oby to nie były dreszcze od przeziebienia 🙂
A indyk…no wiesz, nie jestem american housewife, gdyż (ślepo, egoistycznie i rozrzutnie – z punktu widzenia podatków, ktore dyskryminują bezdzietne małżeństwa) stawiam na karierę i zrobiony manikiur 🙂 toteż indyka nie było, jedynie obiad w knajpce i leżenie na kanapie.
PolubieniePolubienie