Pytasz się co o nim sądzę. To pytanie jest nie w porządku. Doskonale wiem, że wcale nie szukasz odpowiedzi. Tak naprawdę desperacko potrzebujesz potwierdzenia własnej opinii. Bo przecież łatwiej usłyszeć od kogoś innego te wszystkie złe rzeczy, które sama myślisz o swoim mężu.
Rozkładam z bezsilności ręce. Nie spakuję twoich walizek. Nie złożę pozwu. Nie ułożę ci nowego życia. Nie wybiorę firan w wynajętym mieszkaniu.
Nie podejmę za ciebie decyzji. Nie zmuszę do działania. I wiesz, nawet gdybyś chciała, nie powiem ci co ja bym zrobiła na twoim miejscu.
Nie jestem na twoim miejscu.
Tyle razy wypowiadałaś przez zęby każdy ze swoich argumentów. W zasadzie masz już wszystko rozłożone na składniki pierwsze. Wszystko przeanalizowane, rozpisane w głowie. Wiesz, że nie zostało zbyt wiele z tego, co było między wami. I nawet wiesz, co powinno być kolejnym krokiem.
Ale nie chcesz iść dalej.
Z ogromnym wysiłkiem, czepiasz się każdego skrawka dawnego życia. Bo co się stanie z kotem? Mimo, że co chwila potykasz się o pozostawione przez niego butelki, mimo swej bezdennej samotności, trwasz w zawieszeniu. Zaskakująco wytrwała jesteś w robieniu sobie krzywdy. Mija miesiąc. I kolejny. Aż w końcu mija rok. I kolejny. To zaskakujące, jak daleko niektórzy potrafią zajechać na oparach swoich złudzeń.
Jesteś mistrzem zagłuszania swoich prawdziwych emocji. On przecież w końcu nie jest taki zły, a pije, bo ma dużo stresu w pracy. Nieważne, że nieprzerwanie od kilku lat. Przecież nie jest agresywny. No i kot go tak bardzo lubi. Siada mu na kolanach, gdy ten wypija jednym haustem kolejną szklankę whisky. Jest spokój. Masz czas, by pielęgnować swoją samotność, by wspierać jego emocjonalną nieobecność, by rozkładać na czynniki pierwsze kolejne argumenty rozstania.
W twojej głowie decyzja zapadła już dawno. Nie masz jednak odwagi, by pozwolić jej wybrzmieć. Poszukujesz porad u innych, ale jednocześnie zasłaniasz uszy przed prawdą. Prawda jest bolesna. Prawda zmusza do działania.
Tak…Pomiędzy podjęciem decyzji a jej realizacją mijają lata świetlne. A czasem całe życie.
Preczytałam…przeczytałam drugi raz…i trzeci! Nie chodzi o to, że tego nie zrozumiałam…chodzi o to, że to co piszesz jest takie prawdziwe…pomyślałam o pewnej kobiecie…jakoś sobie wyobraziłam ją za młodych lat jako bohaterkę tego wpisu…ona wtedy nie odeszła…teraz też nie odchodzi…zbudowała swoje życie jakby obok tego, choć ja wciąż widzę ją jako główną postać tej historii.
A przecież…przecież trzeba mieć odwagę, żeby odejść od tego co Cię hamuje, co Ci nie służy, od tego co codziennie podcina Ci skrzydła…trzeba mieć odwagę…
Poruszający wpis!
Pozdrawiam,
Panna Joanna
PolubieniePolubienie
Setki. Tysiące kobiet. Karmiących się ułudą. Nikłą perspektywą lepszego jutra. Tępo wpatrujące się w przyszłość, którą sobie rujnują trwając w teraźniejszości, dla której nie dają sobie zgody…
Alkohol. Przemoc. Przeźroczystość.
Tysiące kobiet.
Tysiące możliwości.
Tysiące podanych na tacy rozwiązań.
I brak kroku.
So true…
Magda.
PolubieniePolubienie
Tak mocne, osobiste i uniwersalne jednocześnie. Chyba zacznę Cię drukować, żeby tego nie zgubić.
PolubieniePolubienie
Dziękuję!
Jednocześnie polecam aplikację Pocket – można sobie zapisywać w niej szczególnie ważne teksty 🙂
PolubieniePolubienie