Jestem korpoludkiem

Pracuję w dużej korporacji.

Nie czuję się przez to gorsza, choć często o takich jak ja z pogardą mówi się per korposzczur. Lub korpoludek, w przypływie uprzejmości.

Ogólnie przyjętym standardem jest to, że na pracę w korporacji należy narzekać i z niej drwić. Nie wypada jej lubić, a przynajmniej się do tego przyznawać. W zanadrzu trzeba już mieć plan pięcioletni, przewidujący rzucenie korpo i rozpoczęcie pracy na własny rachunek. O długofalowej karierze w firmie nawet nie ma co myśleć. Bo taka kariera, wiadomo, przewidziana została jedynie dla odpowiednio sformatowanych, twardogłowych osób bez osobowości, gotowych do największych osobistych poświęceń, idących po trupach do celu.

W tak nakreślonym świecie, jedyną akceptowalną drogą wydaje się freelance, bo przecież w życiu najważniejsze jest, by robić to, co się kocha. Przyznaję, że kilku blogerom, których z przyjemnością śledzę, udaje się ta sztuka, ale poza blogosferą znam jedynie garstkę osób, które pracują na własny rachunek. Wiem, ile je to kosztuje. Mimo to, internet, prasa i telewizja przesiąknięte są historiami ludzi, którzy porzucili etat i odzyskali swobodę jako wolni strzelcy. Mam wrażenie, że promuje się to jako ten jedyny i właściwy model kariery. Mało jest opowieści o osobach, które postanowiły oddać trochę swojej zawodowej niezależności na rzecz poczucia stabilności i bezpieczeństwa oferowanego przez dużego pracodawcę.

Ja jestem taką osobą. Lubię pracę, którą wykonuję. Zajmuję się produkcją marketingową. Czy jest to moja pasja? Nie. Ale lubię nadzorować tworzenie kampanii marketingowych dla swojego klienta. Sprawdzam się w tym. Czuję satysfakcję, gdy uda się zakończyć jakiś projekt i widzę jego rezultaty na ekranie. To mi wystarcza. Później wracam do domu i mam czas dla męża, psa i domu. Mogę czytać książki, pisać bloga lub nie robić kompletnie nic. Lubię tę stabilność i cykl dnia. Lubię też swoje drobne rytuały w pracy, które uprzyjemniają mi dzień. Gdy czuję się tym wszystkim zmęczona lub znudzona, mogę wziąć wolne lub wyjechać na weekend za miasto. Mogę się jeden dzień poobijać, by następnego dnia mieć trochę więcej pracy, bez czasu na marudzenie. Mogę trochę ponarzekać, powyzywać i pobiegać z pieskiem po parku.

Praca jest przede wszystkim narzędziem. Sposobem na zarobienie pieniędzy, by spokojnie utrzymać to, co mam i zorganizować swoje życie poza nią. Wyrosłam z tego romantycznego podejście  w stylu rób tylko to, co kochasz, a nigdy nie będziesz musiał pracować, na rzecz pragmatyzmu i chłodnej kalkulacji. Odpowiada mi etat i benefity, które korporacja oferuje, choć nie mam na myśli karty multisport, ale stabilność i możliwość kariery. Nie jest powiedziane, że całe swoje życie spędzę na etacie, ale jeśli tak się zdarzy, nie będzie to porażka, a jedynie wynik moich świadomych decyzji o tym, co się bardziej opłaca.

Nie lubię, gdy mówi się o ludziach takich jak ja per korpoludki lub korposzczury. Te nazwy zawierają w sobie tak wiele negatywnych konotacji, że zwyczajnie mnie obrażają. Próbują zdefiniować (a w zasadzie umniejszyć) mnie nie tylko jako pracownika, ale jako człowieka w ogóle. Nie godzę się na to. Praca mnie nie definiuje.

Koniec końców ma ona za zadanie po prostu zapewnić mi dochód a nie dookreślić moją osobowość. Póki tak się nie dzieje, będę codziennie wchodzić do biura z podniesioną głową. Bo moja praca nie jest moim życiem. Ale nie miałabym tak przyjemnego życia bez pracy, którą wykonuję.

photo: unsplash.com

14 myśli na temat “Jestem korpoludkiem

  1. Mądry i potrzebny wpis – fajnie, że są też takie osoby, którym praca w korporacji daje zadowolenie. Problemem nie są ludzie, którzy pracują w korporacjach, a instytucja dużej, międzynarodowej firmy, dla której liczy się tylko i wyłącznie zysk, a od pracownika wymaga się bezwględnej lojalności, w zamian zapewniając konsumpcyjne spełnienie. Od Nowego Roku też zaczynam pracę w korporacji i przyznam szczerze – nie potrafię czuć dumy, że tam trafiłam (bardziej z przypadku niż z własnej woli). Nie mam nic do pracy na etacie i wiem, że często jest to wybór nie gorszy niż własna działalnść gospodarcza, ale przerażają mnie godziny pracy (marzę o pracy 7-15, lub 8-16, niestety nie mam na to szans), brak możliwośi przejścia na póletatu, niechęć do deklarowanych wartości rodzinnych, sztywność procedur, nadgodziny i poświęcanie pracy czasu nieproporcjonalnego do jej ważności w moim życiu, konieczność integracji, brak polskich świąt. Chciałabym wykonywać pracę, o której mogę powiedzieć, że nie zabiera mi życia, pasji i całego czasu, że choć trochę ją lubię. Niestety o pracy w korporacji nie potrafię tego powiedzieć.

    Polubienie

    1. Dziękuję za komentarz! No i trzymam kciuki, by wszystko się jednak lepiej ułożyło. Praca ma to do siebie, że można ją zmienić albo sprawić by była bardziej znośna. Pomagają w tym prądowe rytuały – u mnie jest to poranne planowanie dnia przy kawie (siedząc przy biurku), lunch z koleżanką z pracy w południe i zaparzenie sobie zielonej herbaty po południu. Bardzo proste czynności, ale rozbijają dzień na kilka mniejszych, łatwiejszych do przeżycia części 🙂

      Polubienie

  2. Witaj, bardzo przyjemnie czyta się tekst powyżej. Ja jestem z grupy ludzi, którzy pracują na własne konto, co nie znaczy że mam złe wspomnienia apropo korporacji. Pomimo iż nie pracuję w korporacji, pracuję DLA kilku korporacji. I szczerze podzielam Twój entuzjazm w tym temacie. Praca z korporacją jest dla mnie lepsza niż z klientem indywidualnym. Projekt wykonywany ma swój brief, wg którego trzeba go wykonać. Jeśli wszystko się zgadza jest accept i faktura. Płatność zawsze w terminie, nie to co prywatni- niestety. Nigdy nie myślałem o nikim per korpoludek, bo wiem co to znaczy tam pracować i cenię ludzi, którzy potrafią się tam odnalźć. A korpoludka używają ci co sobie nie poradzili 🙂 pozdrawiam i zapraszam do mnie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Cześć! Z pewnością odwiedzę niedługo Twojego bloga, dzięki za zaproszenie!
      Co do tego, kto krytykuje korporacje – ostatnio się nad tym zastanawiałam i w sumie nie mogę tak jednoznacznie się z Tobą zgodzić. To prawda, że wiele osób, którym w korporacji nie wyszło lub zajmują nisko płatne i niezbyt rozwojowe pozycje bardzo chętnie krytykują. Są sfrustrowane, więc to nie powinno dziwić. Ale równie często korporacje są demonizowane przez osoby, które nie miały zawodowej styczności z nimi lub są na początku kariery i nie wiedzą, co chcą zrobić ze swoim zawodowym życiem. Od jakiegoś czasu pójście do korpo uważane jest za wyraz kapitulacji ze swoich osobistych aspiracji. Tak jakby to był czarno-biały scenariusz „albo ja i moje marzenia, albo korpo”. Niewiele osób rozumie, że korporacja może być pierwszym stopniem do swojej wymarzonej kariery, a niekoniecznie wyborem na całe życie. Wielu freelancerów zaczynało w korporacjach. Przyznaję, że sama byłam w tym miejscu zaraz po studiach. Trochę wody upłynęło, zanim zrozumiałam, że korporacja to wygodna opcja i że praca w korpo mnie nie definiuje.

      Polubienie

      1. Ależ oczywiście że korporacja to nie zło konieczne. Jeszcze zależy jak prowadzona z góry. Jednak jeśli na to tak spojrzeć, to praca w korporacji jest bardzo dobrym miejscem aby zacząć, nauczyć się pracować z ludźmi, rozmawiać i nauczyć się chociażby technik sprzedaży.

        Polubienie

  3. „Korporacja to bardzo duże przedsiębiorstwo, często międzynarodowe, w którym duże znaczenia ma organizacja pracy, procedury…” Och! Więc i ja pracuję w korporacji (musiałam się upewnić 🙂 ) Od dwóch miesięcy. Pierwsza poważna praca po studiach (a raczej jeszcze w trakcie). Myślałam, że będzie koszmarnie. Że będą mnie zmuszać do porzucenia ideałów, nikogo nie będzie obchodziło, co mam do powiedzenia i będę musiała zgadzać się na nadgodziny. Jest zupełnie inaczej – wiem, co mam zrobić, robię i idę do domu. Albo się uczę, bo na to też mam „przyzwolenie” – a raczej nakaz, wymagają od nas, abyśmy się edukowali 😉 Wszystko jest jasno określone, nie muszę się zastanawiać, kogo spytać o urlop i w jakim przypadku mogę liczyć na dzień pracy z domu. Mam też zapewnioną stabilność, wiem, że jutro i pojutrze nadal znajdzie się tam dla mnie miejsce. W małych firmach „u prywaciarza” nie mogłam liczyć na takie szczęście. Wydaje mi się, że praca w korporacji jest często demonizowana, zupełnie niepotrzebnie. Także ciekawy, fajny i potrzebny wpis. I zapraszam do mnie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  4. Ja pracuje w korporacji i zauważyłem jedno – jeśli managerem zespołu jest Polak będzie starał się wykazać i będzie źle. Kiedy managerem jest obcokrajowiec z normalna korporacyjna kultura pracy wtedy jest praca miła i przyjemna.

    Polubienie

  5. Takie osoby tez są potrzebne, korporacje są potrzebne, każdy z nas wykonuje swoją prace najlepiej jak tylko potrafi i nie ma co się zastanawiać i zapatrywać na to kto jest górnikiem kto kucharką a kto korpoludkiem. Każda praca jest ważna niezależnie oś tego czy jest czyjąś pasją, powołaniem czy tylko spełnieniem obowiązków wobec swoich należności i narzędziem do wykarmienia rodziny.

    Polubienie

  6. Mnie również drażni takie spojrzenie na pracę na etacie / w korporacji. Myślę, że stworzyłaś bardzo potrzebny tekst. Nie wydaje mi się również, by życie blogerów /freelancerów / osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą czy firmę było usłane różami. To także stres i zabieganie o zlecenia, niepewność jutra. O tym często zapomina się napisać . Sama zamieniłam freelancerską wolność na 8 godzin na etacie, bo mojej naturze bardziej odpowiada stabilność. Podpisuję się też pod stwierdzeniem, że praca jest przede wszystkim narzędziem, sposobem na zarobienie pieniędzy, by spokojnie utrzymać to, co mam i zorganizować swoje życie poza nią. Dodam jednak, że w tym wypadku podstawą jest, żeby lubić to, co się robi.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz