Nie rzucaj od razu

Zadziwiające jest to, jak łatwo przychodzi człowiekowi adaptacja schematów zachowań. Jakby w ujednolicaniu tkwiła siła społeczeństwa. Jakby równanie do szeregu miało być gwarantem spokoju i niczym niezmąconej egzystencji każdego człowieka z osobna. I im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdaję sobie sprawę jak bardzo zniewalające jest takie usilne równanie wszystkich w jednym rzędzie. Pod pozorem poczucia bezpieczeństwa, odbiera się nam zdolność samodzielnego myślenia i podkopuje wiarę we własną mądrość.

nie-warto-rzucać-pracy-od-razu

Mimo, że mam świadomość tego, jak zgubnie wygodne staje się życie płynące po linii wskazanej przez schematy myślenia i zachowań, to jednak co jakiś czas wpadam w zastawione sidła. Gdy po pewnym czasie otwieram oczy, dostrzegam, że wnyki wrzynają mi się w gardło. Znów, zamiast pójść swoją ścieżką, dałam się zagonić w kozi róg.

Tak miałam ostatnio ze swoją pracą.

Chodziłam do biura zestresowana i zła. Natłok projektów, zbyt wiele opóźnień ze strony agencji, nieodpowiedzialni współpracownicy. Nic nie było na swoim miejscu. Jak w piaskownicy, każdy zganiał winę na kogoś innego. Pośrodku tego wszystkiego ja, próbująca jakoś ogarnąć powstały bałagan. Kilka razy byłam na krawędzi. Chciałam rzucić papierami, trzasnąć drzwiami, wziąć urlop na żądanie. Cokolwiek, byle tylko wyrwać się z tej paranoi.

Rzuć pracę – to była przyjemna myśl, która rozpalała marzenia o spokojnej egzystencji w innej firmie. Tyle, że ja naprawdę lubię swoją pracę. Jestem w niej dobra i będę jeszcze lepsza. Nie chcę odpuścić, poddać się, odejść. Wolę uczyć się walczyć o siebie. A czasem ze sobą.

Bardzo często słyszę i czytam o tym, że jeśli praca mnie frustruje, nie przynosi spełnienia, a współpracownicy grają na nerwach, to znak, że muszę ją zmienić. Kusząca perspektywa. Ot, taka prosta recepta na lepsze życie. Cyk, rzucasz papierami i od razu czujesz ulgę. I choć nie mam wątpliwości, że w wielu przypadkach odejście z pracy to jedyne rozwiązanie, jednocześnie uważam, że zbyt często jest ono zwykłą ucieczką i drogą na skróty.

Gdy ostatnio zaczęłam planować rzucenie pracy, którą w gruncie rzeczy lubię i która przynosi mi satysfakcję, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że chcę odejść, skoro przecież jestem dobra w tym co robię. I doszłam do wniosku, że to nie praca, mimo pewnych ewidentnych wad, jest do bani. To moje podejście do niej zbyt szybko wypala zapał. Podobnie jak samochód z rozregulowanym silnikiem – mam za duże spalanie. Przede wszystkim emocji.

Jestem teraz w trakcie analizowania tego, co jest nie tak. Już wiem, że jestem zbyt mało asertywna i jednocześnie zbyt mocno zaangażowana emocjonalnie w swoją pracę. Wiem, że nie najlepiej idzie mi (mimo wszystko) odstresowywanie po ciężkim dniu. I wiem też, że staram się być zbyt samodzielna, radzić sobie z problemami w zaciszu swojego laptopa, gdy tak naprawdę powinnam polegać na innych. Te i inne wnioski wyciągnęłam na podstawie obserwacji własnych zachowań. Pomogły mi zrozumieć, że źródło mojej frustracji nie tkwi w pracy, ale w moim podejściu do niej.

Teraz widzę wyraźniej, że odejście z firmy byłoby połowicznym rozwiązaniem. Zawsze znajdą się kontraktorzy nie wywiązujący się z zadań, zawsze będzie więcej pracy niż mniej i zawsze będzie coś do poprawienia. Takie są uroki konsultingu. To, co mogę zrobić, to zmienić swoje nastawienie. Nauczyć się wyłączać po pracy stres, nie sprawdzać maila o 23, odpuścić swój zgubny perfekcjonizm i skuteczniej blokować emocje. Co mi da denerwowanie się na to, że agencja po raz 3 poprawia animację na stronie? Przyspieszy to bieg wydarzeń? Nie.

Wszystko jest kwestią świadomości.

Wbrew pozorom, nie napisałam tego tekstu, żeby ci opowiedzieć o swoich problemach. Chcę ci tylko przypomnieć, że gdy czujesz się sfrustrowany, zestresowany i zrezygnowany swoją pracą, zanim zdecydujesz się trzepnąć papierami, zastanów się, co możesz zrobić, by poczuć się lepiej w obecnej firmie. Bo może jest tak, że chcesz awansować od trzech lat, ale twój szef nie jest świadom twoich ambicji? Może stres wynika z tego, że postawiłeś sobie zbyt wielkie oczekiwania, które są wielokrotnie wyższe niż te, które mają względem ciebie twoi współpracownicy? Walnięcie papierami jest kuszące i łatwe. Ale to droga na skróty. Zawalcz o siebie. Być może okaże się, tak jak w moim wypadku, że było warto.

Chodźcie tu

I tu

photo: Jest Rudo

5 myśli na temat “Nie rzucaj od razu

  1. Z tym rzuceniem pracy nie chodzi o to, że jak spotykasz pierwszą przeszkodę, to odchodzisz i zmieniasz na inną. To raczej rada dla kogoś, kto czuje się niespełniony w dotychczasowej pracy. Ty natomiast piszesz, że lubisz swoją pracę i jesteś w niej dobra. Widzisz różnicę?

    Polubienie

    1. Widzę doskonale. Ale mi nie chodzi o przekonywanie, żeby gdzieś tkwić na siłę. Raczej o to, że frustracja i stres nie zawsze wynikają z miejsca w którym jesteśmy, a z presji, którą sami na siebie nakładamy. W tej sytuacji nawet fajna praca moze po jakimś czasie okazać się męcząca. Warto tez to rozważyć zanim sie odejdzie z firmy.

      Polubienie

      1. Z tym się zgodzę. Co więcej – często bywa tak, że odczuwany stres tłumaczymy sytuacją w pracy, mimo, że jest on związany zupełnie z czymś innym. Powodów jest wiele – takie wytłumaczenie jest dla nas wygodniejsze, łatwiejsze do zrozumienia. Wiele osób nie potrafi zarządzać swoimi emocjami.

        Polubienie

Dodaj komentarz