Doskonalenie

Niezbyt często oglądam wywiady Łukasza Jakóbiaka. Jakoś nie mogę się zdecydować czy go lubię czy nie. Natknęłam się jednak na dwa nagrania, w których gośćmi są osoby zajmujące się zawodowo rozwojem osobistym, coachingiem i budowaniem motywacji.

Obejrzyjcie je sami, a później zajrzyjcie do moich obserwacji poniżej.

Mateusz Grzesiak

Łukasz Milewski

rozwój osobisty i coaching

Widzicie różnicę? A może raczej…słyszycie?

Słyszycie z jaką pasją i zaangażowaniem Mateusz opowiada o swojej pracy i jej prawdziwych walorach? Tak brzmi osoba, która nie tylko wierzy w sens tego, co robi, ale też jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Jego sposób komunikacji świadczy o tym, że czuje wartość, jaką niesie jego zawód i ma własne przemyślenia na jego temat. Wie, co jest ważne i umie to samodzielnie wyartykułować. Ma w głowie mnóstwo wiedzy, ale nie musi się posługiwać wyuczonymi sloganami, by przekazać to, co ma do powiedzenia. Nie kalkuluje. To osoba, której jestem w stanie zaufać, której chcę słuchać i z którą, gdyby mnie było stać, z chęcią umówiłabym się na sesję coachingową.

Co do Łukasza…Nie wątpię, że ma pewne kwalifikację ku temu, żeby pracować jako coach. Tyle, że nie trafia do mnie to, co mówi. A to poważny zarzut, bo przecież w coachingu o to chodzi, byś ufał swojemu trenerowi i razem z nim poszukiwał rozwiązań dla swoich problemów. Byś wierzył w to, że prowadzi cię w stronę celu, który chcesz osiągnąć. Niestety, mam wrażenie, że to, co mówi ten facet jest stekiem wyczytanych i powtarzanych jak mantra frazesów, których nie byłby w stanie odnieść do rzeczywistości. Że dla niego bycie coachem staje się zawodem wyuczonym, niejako kalkulacją tego, co się w obecnych czasach opłaca. A coaching opłaca się coraz bardziej.

Ja jestem przekonana o tym, że coaching (podobnie zresztą jak bycie psychoterapeutą), jest powołaniem. Trzeba czuć w sobie tę potrzebę poświęcania swojej uwagi i czasu drugiemu człowiekowi. Podobno Zorkownia ostatnio powiedziała, że najlepszy wolontariusz to taki, dla którego pomaganie jest realizacją własnych potrzeb i że taki wolontariusz jest w stanie dać z siebie najwięcej. Myślę, że podobnie jest w przypadku coacha. Aby prawdziwie pomagać, musi on czerpać satysfakcję z zaangażowania swej energii w innego człowieka. A dopiero później wystawiać rachunek.

Jest jeszcze coś. Jako coach, pomagasz, wskazujesz kierunki, rozwijasz w podopiecznych zdolność samodzielnego myślenia. Pozwalasz im uwierzyć, że umieją latać i pokazujesz jak rozkładać skrzydła. Ale jeśli jesteś jego marną imitacją, jeśli sprzedajesz tylko złudzenia i nie jesteś prawdziwie zaangażowany w odkrywanie drzemiącego w ludziach potencjału, z góry skazujesz swoich podopiecznych na upadek. Połamanie skrzydeł. Śmierć ich idei. Z tego powodu uważam, że coaching jest też świadomym nałożeniem na siebie odpowiedzialności za innych. Za tych ludzi, którzy przychodzą do ciebie w swojej bezradności i wierzą, że jesteś w stanie im pomóc. Że CHCESZ im pomóc, bo chcesz POMAGAĆ, a nie dlatego, że chcesz na ich nieszczęściu zarobić.

Już od jakiegoś czasu te przemyślenia błąkały mi się po głowie. W ostatnich tygodniach nabierały coraz wyraźniejszych kształtów, aż w końcu wybuchły we mnie i rozlały się w przestrzeń internetu tym postem. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, ale jednak mając swoje przemyślenia na temat motywowania ludzi i asystowania w ich rozwoju, zaczynam się niepokoić tendencją, którą obserwuję w internecie. Martwi mnie to, z jaką łatwością przychodzi niektórym tworzenie tekstów (pseudo)motywacyjnych. Uwierz w siebie. Możesz wszystko. Wyznacz cel i dąż do niego. To chyba jakaś nowa fala tematyki, która zaraz strąci z piedestału ten tak zwany lifestyle. Za momencik zacznie się wmawiać ludziom, że brak trenera rozwoju osobistego jest ich porażką, tak jak wcześniej porażką był brak doskonale skadrowanego i przefiltrowanego przez Instragram zdjęcia ze śniadania w Charlotte.

Co drugi blog teraz oferuje artykuły z poradami o tym, jak mam żyć i jak się stawać lepszą wersją siebie. Tymczasem, 10 sposobów na odzyskanie motywacji nie zmieni mojego życia. Podobnie jak picie kawy na placu Zbawiciela nie uczyniło mnie nigdy koneserem blogowego lifestyle’u. Sztucznie pompuje się poczucie, że wszyscy muszą się teraz rozwijać i dbać o swój zawodowy i duchowy rozkwit. Nakręca się koniunkturę samodoskonalenia, jakby była jakąś koniecznością. Warunkiem sine qua non w pracy i w życiu codziennym. Nie żyjesz w kieracie samorozwoju – jesteś przegrany.

Niemal narzuca się odbiorcy rzeczy, które musi robić albo które powinien przestać robić, by odnieść sukces, zmienić swoje życie, uwierzyć w siebie, spełnić marzenia, itd. Przeczytanie kilku książek nie czyni z ciebie profesjonalnego coacha, podobnie jak przeczytanie podręcznika do elektroniki nie czyni ze mnie inżyniera. Widzę to ciągłe powtarzanie tych samych frazesów, skondensowanych do kilku zdań prostych. Internety nie lubią przecież objętości. Ślizganie się po powierzchni tematów bez umiejętności i chęci zagłębienia się w nie. Byle częściej dodawać content, używać słów kluczowych i wypozycjonować bloga jako autorytet dla innych. Brak refleksji nad tym, co się pisze lub kalkuje od innych. Brak poczucia obciachu. I co gorsza, brak poczucia odpowiedzialności za odbiorców, którym mąci się w głowach pustymi sloganami i którym narzuca się światopogląd w podpunktach, zamiast wspomagać w drodze rozwoju. Oni są jak ten drugi rozmówca Jakóbiaka. Bez charyzmy, bez głębi, bez zakorzenionego w duszy poczucia sensu. Byle tylko kalkulacje się zgadzały.

Ja mam nadzieję być w przyszłości Mateuszem w spódnicy. Coachem z krwi i kości.

photo: unsplash.com

4 myśli na temat “Doskonalenie

  1. Idealne ujecie tego, o czym sama czesto mysle. Blogosfera przesycona jest pseudoporadami i chociaz wychodze z zalozenia, ze na swoim blogu kazdy ma prawo pisac co chce, to nie moge oprzec sie wrazeniu, ze strefa ‚poradnikowa’, a juz w szczegolnosci dotyczaca motywacji i pozytywnego ‚lajfstajlu’, siegnela punktu krytycznego. Za nia juz tylko przyspawany na wieki wiekow sztuczny usmiech. Do monitora oczywiscie.
    Jakobiaka ogladalam z mezem regularnie, kiedy zaczynal. Uwazalismy go za super pozytywnego i inspirujacego goscia. Potem nas zmeczyl. Glownie tymi samymi, wyswiechtanymi frazesami. Tego jest wokol tyle, ze moj umysl automatycznie ucieka przed kolejnym haslem ‚jak osiagnac wyznaczone cele’ albo ‚jak sie zmotywowac’. I na pewno troche traci, bo przeciez o tym samym mozna napisac swietnie i rzetelnie, ale tez powielajac powielane od dawna schematy.
    Zycze Ci, zebys naprawde byla takim coachem. Prawdziwym i zaangazowanym. Czytajac Twoje teksty, wierze, ze masz na to szanse:-)

    Polubienie

  2. „Co drugi blog teraz oferuje artykuły z poradami o tym, jak mam żyć i jak się stawać lepszą wersją siebie. Tymczasem, 10 sposobów na odzyskanie motywacji nie zmieni mojego życia.”

    – a tu się nie zgodzimy częściowo! Oczywiście, że pokazanie wskazówek JAK zmienić pewne nawyki może pomóc w zmianie swojego życia! 🙂 Wymaga to oczywiście wglądu w siebie i przyznania się przed samym sobą do tego, co robi się źle. Trzeba też docenić to, co ma się w swoim wnętrzu i z tego korzystać. Niemniej jednak nie tylko coaching się sprawdza! Pewne narzędzia są bardzo pomocne – podkreślam: pomocne, nie są wytycznymi, których trzeba się trzymać. Niektóre osoby potrzebują takich wskazówek, inne potrzebują innych. Całe sedno tkwi jednak w tym, by po prostu uwierzyć w siebie i mieć motywację do działania/zmiany.

    Polubienie

    1. Cześć Dziewczyny. Bardzo dziękuję za komentarz! Po części zgodzę się z Wami. Wskazówki JAK coś zmieniać są pomocne. Tyle tylko, że zazwyczaj są podawane w bardzo uogólnionej formie. I jest z nimi trochę tak jak z dietą – wszyscy wiedzą co robić i czego unikać, ale mimo wszystko robią swoje. Poza tym, nie wszyscy diety potrzebują. Tak samo jest z tym mówieniem ‚jak’ się zmieniać. Załóżmy, że ktoś napisze coś o wprowadzaniu zmian w swoje życie. Jednym z argumentów jest to, że potrzebna jest motywacja. Tyle, że nie powie już jak tę motywację w sobie wykrzesać. Pozostaje później taka sierotka z poczuciem, że brak motywacji wstrzymuje ją od zmiany, więc zaczyna szukać porad, jak motywację znaleźć. Przy czym ta sierotka nie zadała sobie podstawowego pytania (bo nikt jej o tym nie powiedział/przypomniał) czy ona zmiany w ogóle potrzebuje. I to jest jedna rzecz, która jest zgubna.
      Druga sprawa: przez fakt, że teraz większość blogerów lifestyle’owych pisze o jakimś rodzaju rozwoju osobistego, to wytwarza się trochę takie wrażenie, że ten rozwój to obowiązek. Podobnie jak niedawno obowiązkiem w lifestyle’u stało się jedzenie śniadań na mieście. Tymczasem, inwestowanie w swój rozwój to powinien być świadomy wybór, bez presji, że trzeba i wypada. Nie trzeba. Można.
      Się trochę rozpisałam 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz